
Muszę pogratulować ci twojego występu na Reading. Najprawdopodobniej byłeś pierwszy w historii, który miał własną scenę. ( w tym roku Barns wniósł scenę zrobioną z kartonu z otworem na głowę i gitarę aby zagrać dla fanów).
Barns: Rzeczywiście, zapomniałem o tym. Mój agent powiedział, że w tym roku nie zagram z powodów organizacyjnych. Powiedziałem, że to chrzanię i że chcę zagrać na festiwalu. Więc w pewnym sensie byłem jedną z głównych gwiazd festiwalu na Reading. W sumie to był zwykły karton. Mimo wszystko czuję, że było warto.
Jesteś po trasie w USA i UK. Jak było?
B:Było wspaniale. Kocham grać w UK i odbyliśmy miesięczne tournee z The Wombats w USA. Uwielbiam koncerty, bycie w trasie, występowanie. W sumie to tak naprawdę lubię być cały czas w trasie.. tylko, że już jestem zmęczony.
2 miliony sprzedaży utworu oraz 400 milionów pobrań na całym świecie. Jak się z tym czujesz? To jest ogromny sukces.
B:Nie jestem w stanie. Myślałem, że gdy zobaczę te ogromne liczby to poczuję się jakbym gdzieś dotarł, jakby coś się wydarzyło… jednak to sprawia, że czuję się dziwnie. Kiedy o tym myślę… sądzę, że im dłużej to robię, tym bardziej zdaję sobie sprawę, że to co robię jest sposobem życia. Zupełnie jak śmianie się i bycie z najlepszymi przyjaciółmi na tyłach vana. Później łączenie się z fanami ze sceny i granie muzyki, przejeżdżanie przez kilka małych miasteczek aby spotkać kolejnych przypadkowych ludzi. To jest zabawne. Jest niczym marzenie. Natomiast liczby są jedynie liczbami.
Przydarzyła ci się ostatnio jakaś zwariowana historia podczas trasy?
B:Na pewno były jakieś niedorzeczne ale chyba jestem zbyt zmęczony bo nie mogę sobie nic przypomnieć.
Z tego co wiem miałeś inwazję insektów w pokoju hotelowym.
B:Rzeczywiście, zapomniałem o tym. Byłem w jednym z hoteli i była ich cała gromada… karaluchy. Najdziwniejsze było to, że idziesz z przekonaniem „Jestem w najlepszym zespole na świecie”, spędzasz czas w najlepszych hotelach na świecie, opłaconych przez wytwórnię i nazajutrz otwierasz szafkę a tam Biblia i cztery karaluchy na niej.

Dopiero co opublikowałeś swoją nową piosenkę pt. „99”; która jest zupełnie inna od „Glitter and Gold”, „Hands”, i „Kicks” - więc skąd przyszedł pomysł na tę piosenkę?
B:Szczerze, gdy pisałem pierwszy album, zmagałem się z nim przez trzy lata i byłem naprawdę przygnębiony, ponieważ nie osiągnąłem żadnego sukcesu i całe moje życie w pod tym względem… W pewnym sensie nie miałem nic poza zespołem od momentu kiedy skończyłem 14 lat i potem podpisałem swój pierwszy album gdy byłem jeszcze w liceum. Więc kiedy to upadło doznałem ogromnego szoku i sądzę, że chandra naturalnie zmieniła się w depresję, więc w to co robiłem świadomie. Po prostu tak czułem się wewnątrz siebie. Teraz żyję swoim wspaniałym życiem, podróżuję z przyjaciółmi, każdego dnia tworzę muzykę i jestem szczęśliwy. Mam nadzieję, że piosenki to odzwierciedlają. Na początku się martwiłem. Martwiłem, że nie będę miał o czym pisać kiedy byłem przygnębiony. Jednak zmieniłem to w pisanie o dzieciństwie i dorastaniu.
Więc, czy jest coś za czym tęsknisz najbardziej z lat 90’?
B:Hymm, za czym najbardziej tęsknię… Myślę, że im jesteśmy starsi, tym bardziej formalizujemy zabawę i to bez jakichkolwiek powodów. Ludzie już się nie spotykają od tak żeby porozmawiać. Jeśli nagle postanowisz pojeździć na rowerze, nikt inny tego nie robi. Już nikt nie jeździ po osiedlach. W dzisiejszych czasach musisz założyć specjalny kostium z lycry i zegarek, żeby wiedzieć jak daleko masz jechać. To jest słabe. Więc tęsknię za pewnego rodzaju poczuciem wolności i otwartości. Myślę, że to dlatego tworzę muzykę i podróżuję z zespołem - są to najbliższe rzeczy, których mogę doświadczyć poprzez bycie wolnym i eksplorowanie. Tworzenie relacji z innymi i tutaj chodzi mi mniej o adorację mnie a bardziej o tworzenie więzi z ludźmi. Po prostu granie na żywo kuriozalnego występu z moimi osobnikami ludzkimi - jeżeli to ma jakikolwiek sens.
Kiedy występujesz na żywo masz w sobie dużo energii i pasji, twoje piosenki są pełne mocnego bitu. Jak się czujesz z występowaniem na żywo?
B:Kocham występować na żywo, jest to moja ulubiona część całego procesu. Ubóstwiam się pocić (śmiech) i biegać wokoło. To wszystko dla tego jednego momentu kiedy jesteś na scenie, ty i ludzie tam…nie jesteście już nieznajomymi, więc możesz zejść, chwycić swoją spoconą dłonią czyjąś i to jest całkowicie normalne. Uwielbiam fanów, którzy po zakończonym koncercie przychodzą powiedzieć „Poznałem dzisiaj nowych znajomych. Przyszedłem sam a teraz znam tych wszystkich ludzi.” Zupełnie jakby coś niesamowitego, niezdefiniowanego było w muzyce i koncertach, coś czym się naprawdę cieszę.

Jaka jest twoja ulubiona część bycia w trasie?
B:Uwielbiam być w drodze, być ze znajomymi. Kocham podróżować i odwiedzać nowe miejsca oraz poznawać nowych ludzi i łączyć się z nimi. Jest to bardzo wyzwalające. Czuję się jakbym żył swoim życiem prawidłowo, podróżował i poznawał nieznane miejsca niczym bohaterowie z moich książek. Nie mogę znieść bycia w biurze i w jednym miejscu. Dla niektórych jest to w porządku i nie mówię, że to nudna praca ale dla mnie osobiście - chcę być gdzie indziej i zobaczyć wszystko co jest możliwe do zobaczenia.
Masz ulubione miejsce do zrelaksowania się po trasie? Żeby po prostu się wyłączyć?
B:Szczerze mówiąc, przez ostatnie trzy lata byłem w trasie. Już nawet nie wynajmuję żadnego miejsca bo cały czas jestem zajęty. No więc nie wiem… Odnajduję spokój w pokojach hotelowych, które są dla mnie relaksujące.
Oczywiście bez insektów.
Dokładnie, tylko bez. Szczerze mówiąc, gdybym nie był tak zajęty, to bym pojechał do domu zobaczyć swoją rodzinę, moją mamę. Moja mama jest bardzo podobna do mnie, ma bardzo specyficzne poczucie humoru, lubi podkładać śmieszne głosy oraz śpiewać głupie piosenki. Lubimy razem śpiewać piosenki z lat 80’ w kuchni oraz tańczyć bezsensowne kroki i takie tam. Będę u niej na święta i myślę, że będę miał 3 dni wolnego po tej mini trasie po Europie i zobaczę mamę Barnsey na jakieś trzy dni.
Współpracowałeś z Prodigy, legendarną grupą muzyczną, jak było? Wykonałeś z nimi utwór „Give me a signal”. Jak to było pracować z nimi?
B:To było niesamowite, nie mogłem uwierzyć w to, że znalazłem się na albumie. Kiedy poszedłem do sklepu z płytami, spojrzałem na swoje imię wypisane na płycie… to jest kuriozalne. Oni są tak ogromnym, wpływowym i legendarnym zespołem… Akurat pracowałem nad piosenką do pierwszego albumu, kiedy mój znajomy grał na gitarze dla Priodigy. Był pewnego rodzaju prawą ręką Liam’a, przez co Liam usłyszał kilka z moich utworów, w tym ten jeden i powiedział „Miałbyś coś przeciwko gdybym użył go do albumu Priodigy?”. Oczywiście natychmiast odpowiedziałem „Wow, oczywiście”. Czułem się z tym całkowicie w porządku. Spodziewałem się, że jedynie okażą zainteresowanie i wezmą kogoś innego pod wokal, jednak poprosili mnie abym to ja zaśpiewał. Swoją drogą, interesujące było to, że tonacja wynosiła 8 oktaw, więc poprosił mnie abym to zaśpiewał jakieś 8 oktaw wyżej a może jednak to były tylko 4… Powiedział, że ma to sens, ponieważ rozbrzmiewa lepiej na niektórych częstotliwościach. Więc początkowo śpiewałem bardzo nisko, niczym „Give me a signal, can you hear me?” (Barns zaśpiewał fragment piosenki Priodigy), w moich 3 tonach i wtedy on postanowił mnie ustawić.

Czy masz jakąś „guilty pleasure” piosenkę?
B:Po prostu lubię wszystkie rodzaje muzyki, nie czuję się winny za to. Uwielbiam Britney Spears. Ale czego akurat teraz słucham? A tak, to jest naprawdę słabe (śmiech). To jest bardzo słaba piosenka. Znalazłem ją dzisiaj na facebooku, jest o gościu, który jest kolegą Jezusa. To szło jakoś tak „Jezus jest moim kolegą, mam kolegę w Jezusie”. To było tak złe i tym samym w pewnym sensie dobre. Powinienem ci to pokazać. To jest koszmarne, nie jestem nawet pewien czy zostało nagrane na albumie. Pewnie to jedynie występ.
A jak wygląda twój proces pisania? Potrzebujesz specjalnego miejsca do pisania, kawy czy jest to po prostu moment?
B:Szczerze mówiąc, pomysły po prostu się pojawiają w mojej głowie, jakby w kawałkach więc je nagrywam w telefonie i … nie wiem. Z reguły cały utwór przychodzi w jednej chwili i próbuję go jakoś wydobyć używając moich marnych, ludzkich dłoni i mózgu. Próbuję złączyć to w całość i wpasować jakoś. Dokładnie. Sądzę, że tak to wygląda. Jednak, mimo wszystko powinienem częściej siadać i wykonywać swoją pracę.
Gdybyś mógł wybrać kogokolwiek, z kim chciałbyś wypić herbatę?
B:Herbatę? Właśnie razem ją pijemy. Jest świetnie. (śmiech) Nie wiem… jest ich tak wielu. Oczywiście Freddy, Robert Plant, Axl Rose ale próbuję pomyśleć o kimś naprawdę interesującym… może Albert Einstein byłby interesujący.
Z tymi potarganymi włosami
Dokładnie, byłbym tylko dla tych potarganych włosów. Nawet bym nie rozmawiał o jego pomysłach, byłbym jedynie dla tych włosów.
À propos, z tego co pamiętam byłeś w pokoju Nikoli Tesli?
B:Jestem ogromnym fanem Nikoli Tesli. Był taki inteligentny i był tak znaczącą siłą napędową w środowisku naukowym. Nie był dobry w udzielaniu się towarzysko i tym samym w promowaniu siebie. Był geniuszem. Swoją drogą Edison ukradł mu pomysł. Edison miał w zwyczaju zabijanie słoni prądem naprzeciw widowni i mówienie „Zobaczcie co elektryczność Tesli robi z tymi słoniami. Niebezpieczna jest, czyż nie?”. Wtedy zapalał światło i mówił „Spójrzcie na moją elektryczność, jest całkowicie bezpieczna”. Ludzie nie mięli pojęcia o czym mówi, więc całkowicie to kupowali. W dzisiejszych czasach używamy prądu zmiennego Tesli ale nie robiliśmy tego przez lata z powodu nagonki, którą Edison rozsiał. No więc, twoje pytanie. Było wspaniale, ubóstwiam tego gościa, to było bardzo ekscytujące. Tak, Nowy York jest magicznym miejscem dla wielu cudów.
Masz jakieś plany na przyszłość?
B:To jest wszystko. To teraz, jest moim ostatnim.. (śmiech). Nie…mam plany. Jadę do Amsterdamu jutro a potem do LA, żeby popracować nad nowym albumem. Po pracy w LA pewnie pojawię się w Londynie. Później mam trasę z The Kooks w Stanach Zjednoczonych. Jestem ich ogromnym fanem.
Wywiad i zdjęcia: Zuzanna Majewska aka Suz Maj
Editor: Grzegorz Biały








#barnscourtney #music #gig #concert #interview #photography #musicphotography #suzmaj